Co robiłam, gdy mnie tu nie było

Co robiłam, gdy mnie tu nie było

Wiem, że marzec na podsumowania zeszłego roku to już trochę późno, ale uznałam, że od tego właśnie powinnam zacząć pisać bloga. A raczej od tego, dlaczego przez ponad pół roku nie było mnie w Belle i co w tym czasie robiłam. Poprzedni rok był dla mnie rokiem zmian. I choć z perspektywy czasu niby wiemy, że prawie każda zmiana jest w końcu zmianą na lepsze, to ja początek zeszłego roku przywitałam w smutku i panice co mam ze sobą zrobić.



Kryzys kryzysowi nierówny


Ten kto jest artystą wie na czym polega kryzys i niemoc. Co ja piszę, każdy kto robił cokolwiek przez dłuższy czas, wie na czym polega kryzys i niemoc. Podczas wyboistej drogi prowadzenia własnej marki odzieżowej, spotkałam się z niejedną wątpliwością, gorszym dniem czy chęcią rzucenia wszystkiego i ucieczki w Bieszczady. Choć jak ja miałabym gdzieś uciekać to już raczej wybrałabym miejsce, w którym cały czas jest ciepło. Kryzysy te jednak przechodziły zwykle po kilku godzinach lub w gorszych przypadkach dniach. Pierwszy raz miałam do czynienia z czymś co mimo upływu czasu nie chciało w żaden sposób zniknąć. Moje złe samopoczucie, lawina pytań bez odpowiedzi i wątpienie w sens tego co robię ciągnęło się przez kilka miesięcy i w styczniu ostatecznie postanowiłam na jakiś czas rozstać się z Belle. 

Powodów było wiele, po pierwsze miałam wrażenie, że choć działam kilka lat, to stoję w miejscu i moja marka nie wiadomo dlaczego jeszcze nie jest znana na całym świecie (no może w Warszawie, cały świat to dla mnie za dużo), po drugie ze wszystkim mierzyłam się sama i brakowało mi w otoczeniu ludzi, którzy by mi pomogli, dzielili te same problemy, albo dodali energii wtedy kiedy jej brakuje, po trzecie zastanawiałam się czy pracując na etacie nie będę miała mniej stresu, mniej obowiązków, a przez to mój poziom szczęścia nie będzie wyższy.

Choć wielokrotnie mówiłam, że pomysł na projektowanie ubrań i prowadzenie marki odzieżowej przyszedł do mnie spontanicznie, to przerodził się dość szybko w pełnowymiarową pracę. A to znaczy, że choć od czasu do czasu miałam dodatkowe zajęcia i zlecenia (jeśli chcecie wiedzieć jakie, to chętnie kiedyś zdradzę), to nie pracowałam nigdy dłużej na etat. Przejście z prowadzenia własnej firmy na pracę w pełnym wymiarze godzin dla kogoś wydawało mi się zbyt radykalne, ale uwierzcie mi, że dużo trudniej znaleźć coś sensownego na pół etatu.

 


Cześć praca!


Po dość krótkim czasie wysyłania CV znalazłam pracę w agencji social media. Dlaczego taka branża? Prowadzenie własnej marki odzieżowej z pewnością nauczyło mnie wiele w kwestii samoorganizacji, sprzedaży bezpośredniej i prowadzeniu sklepu online, marketingu i reklamy. To, co lubię najbardziej oprócz samego projektowania ubrań jest tworzenie contentu - robienie zdjęć na instagram, pisanie postów, projektowanie grafik. Miałam też doświadczenie w prowadzeniu stron na Facebooku dla innych firm i ustawianiu reklam, byłam więc pewna, że sobie z tym poradzę. 

Oczywiście jak to w przypadku większości rzeczy i zjawisk na tym świecie oczekiwania i rzeczywistość to delikatnie mówiąc dwie różne sprawy. Mając na co dzień dużą dowolność w tworzeniu treści, wymyślaniu tematów, robieniu grafik czy zdjęć, trafiłam do klienta z branży nazwijmy to delikatnie bardziej restrykcyjnej. Moja praca miała w sobie zdecydowanie więcej żmudnej moderacji dyskusji, tworzenia szablonów odpowiedzi, stockowych zdjęć (jak to na górze) i mieszczenia się w harmonogramie niż kreatywności, do której przywykłam. Po pierwszej ekscytacji - “będę pracować z innymi ludźmi!”, “będę pracować dla dużego znanego klienta!”, “nauczę się tyle nowych rzeczy!” przyszły do mnie refleksje, że jednak praca na etacie do nie do końca moja bajka.

 


3 2 1 zawracamy

Trochę wstyd się przyznać, ale zdarzało mi się wracać z pracy z przeświadczeniem, że nie zrobiłam tego dnia nic, z czego byłabym dumna, a stojąc w korku przez półtorej godziny byłam bliska płaczu. Czas spędzony w agencji miał jednak dużo plusów. Po pierwsze i najważniejsze jestem teraz pewna, że wolę spełniać swoje marzenia, a nie cudze i choć nie wiem jak dużo pracy by mnie to kosztowało, to zdecydowanie jest warto. Wiem też, że mimo, że większość czasu spędzam sama, to potrafię i lubię pracować z ludźmi, że deadliny nie są mi straszne, mogę pracować pod presją i że gdyby mi Belle nie wyszło to jest jakiś plan B. Wiem też, że nie mam problemu by szefem był ktoś inny niż ja, poznałam nowe narzędzia i nauczyłam się pracy w excelu i tabelkach. Jako, że brakowało mi tworzenia rzeczy i sztuki zapisałam się w tym czasie na ceramikę - to też dopisuję do plusów pracy na etacie! Te pół roku było dla mnie trochę jak z innego świata i choć podróż była ciekawa i wiele mnie nauczyła to z radością wróciłam do siebie i do was.

Jeśli macie jakieś pytania związane z pracą w agencji, albo zastanawiacie się nad zmianą pracy z etatu na własną działalność lub odwrotnie piszcie na facebooku lub na instagramie, chętnie z wami porozmawiam!